W podstawówce kolega z klasy napisał takie właśnie wypracowanie na zadany temat, dotyczący opisów biesiadnych w Quo Vadis. Był to zarówno tytuł jak i treść. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego zamiast pochwały za zwięzłe wyrażenie myśli, dostał huczną dwóję, która podówczas była najniższą oceną. Ostatecznie już Coco Chanel radziła, by przed wyjściem spojrzeć w lustro i zdjąć jedną niepotrzebną rzecz. Tu akurat poleciało więcej, no ale meritum zostało, a co ważne, na temat. Tak mi się przypomniało, z okazji chałupniczej analizy moich osobistych zwyczajów biesiadnych, a zwłaszcza syndromu dnia następnego, czyli wyrażając zwięźle – kaca. W rezultacie opracowałam kilkuetapowy schemat, który, jak mi się wydaje, niesie pewną uniwersalność. W…
-
-
Miejski łykend
To ja może napiszę, co u mnie. Nie pałam zbytnym entuzjazmem do lata w mieście. W zasadzie nie znajduję nic, czym mogłabym się zachwycić, z wyjątkiem faktu, że samochodów mniej na ulicach. Za to Warszawa w większości rozkopana, więc na to samo wychodzi. No ale odkąd zrobiliśmy się za starzy, żeby co piątek grzać do Augustowa pod namiot, trzeba sobie jakoś radzić. Zwłaszcza że wylotówka na Białystok zrobiła się tak przyjazna, że w zasadzie trzeba by te 250 km. rozbić na 2 etapy, z noclegiem w Markach. No ale skoro już zostaję to wolę zostawać z hukiem. Czyli żeby się działo. No i faktycznie na miniony weekend nie mam prawa…