Niezbyt często łapie mnie natchnienie, by napisać o serialu telewizyjnym. A zwłaszcza zwyczajnym proceduralu, nakręconym w dodatku nie przez żadne tam Netflixy czy inne HBO, bez wielkich nazwisk kinowych (z wyjątkiem producenta wykonawczego) i, co już zupełnie dyskredytujące, ciągnącym się przez 7 sezonów. Bo zasadniczo hasło “7 sezonów” oznacza “to nie może być dobre”. Jest jeden wyjątek, potwierdzający regułę, Przyjaciele mianowicie, ale po pierwsze dawno, a po drugie z innego gatunku. A tak normalnie to nie ma bata, żeby produkcja trzymała poziom przez 7 lat. Zwłaszcza przy koszmarnie banalnym punkcie wyjścia, praktycznie zawężającym publiczność do sfrustrowanych gospodyń domowych. Zaczyna się od tego, że kura domowa z przedmieścia odkrywa, że mąż…
-
-
Żona nadal idealna
Tytułem wstępu jak zwykle się wymądrzę. To mój blog, więc mam prawo, zresztą blogi służą do tego, żeby rozpisywać się o tym, jaki to człowiek och wspaniały i mądry przeraźliwie, a ja przynajmniej nie niuansuję i nie udaję, że w ogóle nie o to chodzi. Zacznijmy więc od definicji – czym jest kryzys wieku średniego? Ano jest to taki dzień, kiedy człowiek budzi się rano, ma czterdzieści lat (lub z kawałkiem), ostatni w miarę niezły fan zdarzył się jakoś na studiach, część życiowej energii pożarła rodzina, część pracodawca, a reszta rozeszła się po ludziach i upierdliwościach dnia codziennego, a w Polsce bywa z tym ciężko. Jak to ujął zespół Strachy…