Mam tak samo jak ty, cytując klasyka, pełno w głowie zwierzęcych osobowości, które w mniejszym lub większym stopniu zainfekowały mnie na resztę życia. Szarik Janka, Chaber Janeczki i Pawełka, Czarka Irki, niedźwiedź pana Adamsa, tygrys Pi i najważniejsza ze wszystkich – małpka Pippi. Nie waham się przyznać, że Pan Nilsson wywarł na mnie ogromny wpływ , wręcz przypuszczam, że w ogólnym rozrachunku większy niż Kościuszko z Chopinem, chociaż w rozmowie z wyborcą PiS-u pewnie bym się tego wyparła. Tak czy inaczej, od wczesnego dzieciństwa ciągnie mnie do małp i, jak dotąd, nie zraziły mnie liczne niezbyt miłe doświadczenia. Z małpami kłopot jest taki, że są bardzo podobne do ludzi. Czyli…
-
-
Madera – wszystko jest, tylko bliżej
Na początku był Robert Makłowicz, gotujący, jak zwykle plenerowo, na klimatycznym placyku w Funchal. Jakoś tak się składa, że większość moich i starego planów podróżniczych swoje korzenie ma w telewizji. Dla mnie to rodzaj odreagowania traumy po czasach, kiedy można było sobie tylko pooglądać piękne, dalekie kraje i to by było na tyle. Pamiętam z dzieciństwa foldery, pocztówki i zdjęcia przywiezione przez Babcię z Londynu. Godzinami je oglądałam. Ten Londyn taki piękny, królowa majestatyczna, Tower złowrogie, a Muzeum Figur Woskowych po prostu hipnotyzujące. Marzyłam, żeby tam pojechać, co wówczas było snem, nomen omen, ściętej głowy. Od tamtej pory zwiedziłam pół świata, ale do Lądka nigdy nie zawędrowałam. Nie wiem, jakoś…