Produkcje sci-fi oglądam z zasady. Tak mi się zrobiło po Kosmosie 1999 i zostało. Przypuszczam, że na zawsze. Na Interstellar czekałam w nerwach, no bo skoro Christopher Nolan obiecał, że będą nie tylko trzy wymiary, ani nawet cztery, tylko od razu pięć, to ciężko było powściągnąć emocje. Film wprawdzie został nakręcony tylko w dwóch, ale miał pokazać pięć. Ciekawa byłam, jak to wyjdzie, bo zabawy z czasem nigdy się udają, a co dopiero mówić o wskakiwaniu jeszcze o oczko wyżej. Jak wyszło? No właśnie… Zaczyna się od scen, rozgrywających się na podupadłej Ziemi, mocno już zdegenerowanej i zasadniczo dającej do zrozumienia, że dość już tej rabunkowej eksploatacji. Ludzie wprawdzie rozumieją…
-
-
Bane
No dobrze, być może komiksy, fantasy i superbohaterowie nie należą do dziedziny, którą intuicyjnie zaliczamy do kręgu zainteresowań 40-letniej kobiety. Przyznaję, że było sporo czasu, żeby z tego wyrosnąć. Jak widać nie wszystkim się udało i w niektórych 40-tkach pozostało coś z małego chłopca, którym nigdy nie były. Z szybkiego przeglądu widowni w kinie wiem, że jest nas więcej. Przechodząc do meritum – jestem zdeklarowaną fanką geniuszy zła. Filmy z serii bondowskiej mam poukładane w pamięci nie według odtwórców roli agenta 007, ale według czarnych charakterów. Poza tym uwielbiam profesora Moriarty’ego, Jokera w obu kreacjach aktorskich, Hannibala Lectera, Dartha Vadera, Sarumana, Voldemorta i Freddy’ego Krugera. Pułkownik Hans Landa skradł…