Kultura,  Miejsca

Całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę

Gdyby pewien dwunastolatek nie przebrał się na szkolne Halloween za Jokera to o klubie Jazz Cafe w Łomiankach wiedziałabym tyle, co świnia o księżycu. No ale się przebrał. Koleżanka, z racji genetycznego pokrewieństwa w charakterze matki, wykonała makijaż, full profeskę, silnie inspirowaną “Mrocznym rycerzem”, zdjęcie zostało zamieszczone na instagramie no i się zaczęło. Kumpela z klasy wyraziła “rzal” z powodu tej charakteryzacji, na co w mojej koleżance odezwały się ambicje autorskie, konflikt odbił się szerokim echem, w związku w czym zwolnił się bilet na koncert Grażyny Łobaszewskiej. No i tak się psim swędem załapałam, gdyż zasadniczo staram się nie prezentować fochów nikomu poza najbliższą rodziną. Jak się okazuje, opłaca się popracować nad stworzeniem złudnego wrażenia osobniczki bezkonfliktowej. Ale do rzeczy.

Niepozorny budynek Jazz Cafe, budzący silne skojarzenia z dawnym gieesem, sprawia, że tak na oko to człowiek być pięciu groszy za niego nie dał, a co dopiero mówić o 75 złotych wjazdowego. Gdyby nie z polecenia, to bym pewnie nigdy tam nie zawędrowała. Ale już wnętrze ma w sobie coś z atmosfery dawnego Akwarium z czasów przy Emilii Plater. W latach 90-tych w dobrym tonie było pokazać się tam przy sobocie. Pewnego wieczoru, jakoś tak w 1990 na scenę spontanicznie wyskoczył Andrzej Zaucha, który, jak się okazało, siedział ze znajomymi przy jednym ze stolików. Zaśpiewał „Byłaś serca biciem” i „Georgię”, po czym wrócił na miejsce. Wtedy po raz pierwszy i ostatni słyszałam go na żywo.

Koncert Grażyny Łobaszewskiej w Jazz Cafe odbył się w ramach promocji jej nowego albumu „Przepływamy”. Moim osobistym zdaniem jest dobry, nawet bardzo. Rzecz jasna, w myśl złotej maksymy inżyniera Mamonia, że publiczności najbardziej podobają się utwory już słyszane, Łobaszewska na rozgrzewkę zaśpiewała kilka swoich znanych hitów, w tym wspomniane w tytule „Za szybą”.

 

I taka mnie refleksja naszła, z takiego powodu, że od wczoraj zdążyłam już przesłuchać nowy album ze 2 razy, że wbrew pozorom istnieją w Polsce tekściarze z iskrą Bożą, kompozytorzy z charyzmą i wykonawcy, którzy tę zbiorową prace potrafią przekuć w coś fajnego. Być może ten stary styl, z zamówionym u fachowca tekstem, przemyślaną kompozycją i dopracowanym aranżem, nie zasłużył na to, by go tak całkiem zamiatać pod dywan. Alternatywa w postaci cudów stylistycznych w rodzaju: w pustej szklance pomarańcze to dobytek mój, względnie: wystarczy małe ‘Dzień Dobry Panu, a obiecuję za te słowa zrobię tylko tobie sacrum i profanum, nie wydaje mi się specjalnie pociągająca.
Więc osobiście wolę być niemodna i oldskulowa.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *