Pierwszy był chyba Dom gry Davida Mameta, pokazywany jakoś w końcówce lat 80-tych w ramach corocznych Konfrontacji. Wtedy już na szczęście nie obowiązywała drakońska zasada, że połowa filmów musi pochodzić z bloku wschodniego (Jezusie, ile się człowiek gniotów z tej okazji naoglądał!) , bo inaczej to by się kryminał do podstawowego składu raczej nie załapał. Dotąd klasyczne kryminały znałam tylko z książek. Klasyczne, czyli takie, w których odbiorca ma szansę zmierzyć się z intelektem twórcy. Żeby był rezultat, trzeba stworzyć warunki, a nie każdemu się chce. Wymaga to przemyślanej fabuły, sprytnego podrzucania tropów prawdziwych i fałszywych, wyprowadzania odbiorcy na manowce i kręcenia, ale tak, żeby, jak już wszystko się wyjaśni i…
-
-
House of cards czyli nowe rozdanie
“Obyś żył w ciekawych czasach” przepowiada ponuro chińskie przysłowie. No i faktycznie jakoś tak się dzieje, że na naszych oczach wiele rzeczy, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić, odchodzi w przeszłość. To jest, rzecz jasna, nieodłączna składowa postępu, jednak teraz to się odbywa dosłownie z dnia na dzień. 25 lat temu kolekcjonowałam karty z E.T, w które zaopatrywała mnie kuzynka z Kanady, takie podobne trochę do późniejszych Pokemonów, z tą różnicą, że przedstawiały kadry z filmu. Dzięki temu mogłam w dowolnym momencie odtworzyć tamte emocje, bo ciężko było podówczas wyobrazić sobie, że można mieć film w domu i oglądać kiedy się chce. Ostatnio postęp zajrzał też do nas, dalekiego kraju, który…