Znajomi pytają mnie, skąd pomysł, by nazywać własne dziecko Gremlinem i czy to czasem nie obraźliwe. No cóż, ksywka jest przede wszystkim prawdziwa, co nie znaczy, że prawda wyrąbana prosto z mostu nigdy nie obraża. Wie o tym, każdy, kto kiedykolwiek poprosił o szczerą recenzję swojej figury w białych rurkach typu biodrówki. Ale tak uczciwie mówiąc – przypomnijmy sobie fabułę filmu Columbusa, czyż nie jest ona metaforą rodzicielstwa? Zaczyna się po prostu sielankowo – w domu pojawia się śliczne małe stworzonko, takie pachnące i słodkie, wprost do schrupania. Ciągle chce się je przytulać, głaskać, całować, no i te malutkie paluszki! Nie zrażamy się nawet tym, że wraz ze słodkim stworzonkiem…