Bitwę pod Wiedniem obejrzałam na szczególną prośbę kolegi, który zapewniał, że, jako fanka Bitwy Warszawskiej, będę zachwycona. Rzeczywiście nie ma się do czego przyczepić. Dzieło Mortinellego zostało przez aklamację uznane za kompletne dno. Zupełnie, moim zdaniem, niesłusznie. Jeśli ktoś skwasił, to tylko dystrybutor, bo niepotrzebnie wprowadził film do multipleksów. Gdyby od początku celował w kołka różańcowe i wiece radiomaryjne, miałby murowany hit. Dawno, dawno temu w przykościelnych salkach katechetycznych uprawiano multimedialną indoktrynację za pomocą przeźroczy, wyświetlanych projektorem. Pamiętam przepiękną i na wskroś wzruszającą opowieść o objawieniu w Lourdes, która wydała mi się tak urzekająca pod względem estetycznym, że wypożyczyłam slajdy od siostry Agnieszki i codziennie wyświetlałam w domu. Nie wiem, czy ktoś…
-
-
Pić, by zapomnieć
Pijak w Małym księciu pił, żeby zapomnieć o wstydzie. Wstydził się tego, że pije. W filmie Wojciecha Smarzowskiego (upieram się, by, wbrew obowiązującym trendom, nie tytułować go Wojtkiem) wstyd jest wszechobecny. Na oddziale deliryków nie ma ani jednego alkoholika. No, może od czasu do czasu lampka dobrego wina do obiadu, ewentualnie okazjonalne małe piwo, no czasem, ale to już naprawdę prawie nigdy, zdarza się wypić o jeden za dużo Komu? No ogólnie człowiekowi. Ludziom. Społeczeństwu. Ale z pewnością nie mi. Główny bohater Jerzy, alter ego autora, zarabia na oddziale, pisząc delirykom zwierzenia, wymyślając im historię życia i powody do picia, jakiekolwiek, byle mijały się z prawdą. „Tak mi przyszło do głowy,…