Wczasy FWP opromieniały swym socjalistycznym blaskiem całe moje dzieciństwo i dotąd nie mogę odżałować, że zniknęły. Zwłaszcza jeśli chodzi o wyżywienie. Wprawdzie nie znam zbyt wielu osób, które z podobną nostalgią wspominałyby zupy mleczne, no ale umówmy się, gdzie współczesnym kornflejksom do tradycyjnej kaszy mannej czy lanych na mleku?
Że kożuchy? No błaaagam, każdy zaprawiony bywalec wczasów w wieku 3- 15 lat był zapoznany ze sprawdzonymi sposobami odsuwania ich na bok, tak aby nie zaburzały naturalnego procesu przyswajania tej niebiańskiej ambrozji czyli mannej wygarniętej z dna gara. Jak ja rozumiem wygnany z Egiptu naród wybrany, który złapał się na obietnicę tej manny, gotów zaryzykować nawet 40 lat na pustyni! Też bym zaryzykowała.
Tym bardziej, że obecnie upolowanie klasycznej zupy mlecznej graniczy z cudem. Ostatnią państwową owsiankę w moim życiu skonsumowałam na porodówce w Międzylesiu 17 z górą lat temu.
Gdybym miała gwarancję, że nadal mają ją w ofercie, kto wie, może zdecydowałabym się na drugie dziecko, zwłaszcza że prototyp pozostawia co nieco do życzenia. Inna sprawa, czy warto zaryzykować kolejne kilkanaście lat życia w imię mglistej obietnicy owsianki czy lanych klusek na mleku? No mówię, że biblijne dylematy w ogóle nie tracą na aktualości, a tyle lat minęło.
Na szczęście, jak się okazuje, aby spróbować PRL-owskiego specjału nie zachodzi potrzeba dalszej prokreacji (może i szkoda, że nikt jeszcze nie próbował gastronomicznej polityki prorodzinej, której osobiście wróżę wielką przyszłość, zważywszy, że i kawą zbożową na porodowkach potrafili warzyć jak nikt na świecie).
Wystarczy odbić troche z głównej drogi.
I tu mamy takie relikty przeszlosci jak OW Drogowskaz w Przewięzi. Każdemu, szukającemu w popłochu minionych 20 lat, które jakoś tak w okamgnieniu przeleciały, serdecznie polecam.
Po pierwsze – wystrój stołówki. Design praktycznie już nie do odtworzenia w warunkach miejskich. Na szczęście są jeszcze miejsca, gdzie zachował się w niezmienionej formie i moim zdaniem powinny one zaliczać się do dziedzictwa narodowego.
Po drugie – zastawa stołowa z kolekcji Biały Giees. Dla kolekcjonera amatora równie trudna do skompletowania jak przedwojenna Biała Maria. Pod względem szlachetności imo nie odbiega.
No i na koniec najważniejsze – menu. Menu zwykle wywieszone jest na drzwiach stołówki, a jego autorzy kierują się zasadą “wiesz co jesz”. Mało tego – wiesz także dokładnie, w jakich ilościach. Jeśli jest napisane “bułka” to chodzi o jedną. Jeśli jest podana gramatura masła, nie ma szans na dokładkę. Należy zmieścić się w przyznanych przez kierownika stołówki ilościach, nie ma że jakieś tam bliżej niekreślone “pieczywo” czy “dodatki”, jak w rozwydrzonych hotelach z gwiazdkami. Na zdjęciu uwieczniłam odświętną kartę opracowaną na niedzielę. Jest niestety zauważalna bolesna niedoróbka w postaci herbaty na śniadanie. W czasach mojego dzieciństwa herbata pojawiała się dopiero na kolację. Za dnia była dostępna tylko w klubokawiarniach. Na śniadanie zaś obowiązywała kawa zbożowa, a odświętnie przy niedzieli – kakao. Ta zasada, jak widać, uległa zmianie, a szkoda.
Jeśli chodzi o zakwaterowanie to moim zdaniem przy takim menu nie ma ono większego znaczenia, no ale ja z reguły myślę żołądkiem.
Nie wszyscy tak mają, więc gwoli reporterskiej rzetelności zamieszczam także fotografię przykładowej kwatery.
Dokładnie w takim domku spędziłam jedne z najpiękniejszych wakacji swojego życia. W Broku mianowicie. Tylko z biegiem lat człowiek się zrobił wygodnicki i już mu się nie chce ogrzewać ubrań pod kołdrą przed założeniem na siebie. No i reumatyzm łapie
3 komentarze
marijohanna
ewok, dzieki za przypomnienie. wzruszylam sie:-D
azw2
jedź na Krym, tam dają takie owsianki:), really
Lily
kochana, jest więcej takich miejsc. W Jantarze ośrodek “Jantar”. Boski. 🙂 Zwany w rodzinie Dziki PRL ;). Mleczna w różnych odmianach na śniadanie, świetlica z różnymi przyrządami sportowymi do wypożyczenia z recepcji. Domki lepsze ale za to wystrój świetlicy… nie ma porównania. Rewelacyjny, miły personel i wyjście z ośrodka prosto na plażę. Za rok też jedziemy 🙂