W podstawówce kolega z klasy napisał takie właśnie wypracowanie na zadany temat, dotyczący opisów biesiadnych w Quo Vadis. Był to zarówno tytuł jak i treść. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego zamiast pochwały za zwięzłe wyrażenie myśli, dostał huczną dwóję, która podówczas była najniższą oceną. Ostatecznie już Coco Chanel radziła, by przed wyjściem spojrzeć w lustro i zdjąć jedną niepotrzebną rzecz. Tu akurat poleciało więcej, no ale meritum zostało, a co ważne, na temat.
Tak mi się przypomniało, z okazji chałupniczej analizy moich osobistych zwyczajów biesiadnych, a zwłaszcza syndromu dnia następnego, czyli wyrażając zwięźle – kaca.
W rezultacie opracowałam kilkuetapowy schemat, który, jak mi się wydaje, niesie pewną uniwersalność. W każdym razie twórcy Kac Vegas oraz pozostałych kaców zdają się podzielać moją opinię, chociaż wyrazili ją ze znacznie większym rozmachem budżetowym.
Etap 1. Wracając do domu z imprezy człowiek na ogół jest granitowo pewny, że do końca prowadził błyskotliwą konwersację na tematy związane z muzyką operową, architekturą gotycką oraz włoskim neorealizmem, pił i jadł umiarkowanie oraz zasadniczo zachowywał się godnie. Idzie więc spać zadowolony, a jeśli jeszcze do własnego łóżka to już w ogóle można mówić o pełnym sukcesie.
Etap 2. Rankiem stopniowo zaczynają wychodzić na jaw niezręczne fakty, których nie da się jednakowoż ignorować. Znękany umysł nie od razu jest w stanie udzielić konkretnych odpowiedzi na kluczowe pytania: dlaczego w telefonie mam swoje zdjęcie w wieńcu z polnych kwiatów i kto je wykonał, skąd wzięło się błoto na butach, które aktualnie dają się rozpoznać tylko po rozmiarze, włosy śmierdzą spalenizną, a w torebce widnieje obcy parasol?
Etap 3. Racjonalizacja. Ponieważ organizm jest jeszcze słaby, a mózg ogarnia tylko najważniejsze procesy życiowe, intuicyjnie ratuje się minimalizowaniem strat. Zdjęcie nadal jest w telefonie, a nie na facebooku, albo, co gorsza, na demotywatorach, włosów większość jednak się uratowała, a gorszy od parasola w torebce byłby szpadel, zwłaszcza w świetle ubłoconego obuwia. Oraz, jak wykazała dalsza dedukcja, nogawek też.
Etap 4. Pamięć powraca. Niestety tylko częściowo. To stwarza pole do dalszych wątpliwości. Czy skoro pamiętam, że była mowa o nerce to znaczy, że przysięgłam oddać swoją? Czy nieznany numer na liście nieodebranych to już z transplantologii? Kogo dotyczyła propozycja: zakopmy tę jędzę w ogródku i w takim razie dlaczego nadal brakuje szpadla?
Etap 5. Roboczo nazwany etapem płaskiego czoła. Z mroków pamięci wyłaniają się kolejne skrawki obrazów, co przypomina mozolne układanie puzzli, interpretację kolekcji hiszpańskich abstrakcjonistów lub analizę scenariusza serialu Lost. Człowiek siedzi spokojnie przy obiedzie, aż tu nagle atakuje go mglista retrospekcja, która sprawia, że rzuca się łyżkę i łapie za czoło z jednoczesnym zakrywaniem oczu. Częściowo po to, by klepaniem w głowę uruchomić dalsze skojarzenia, a częściowo po to, by na nie nie patrzeć. Nie ma sensu z tym walczyć, to proces fizjologiczny.
Etap 6. Wyparcie. Ostatecznie wszyscy skończyli w zbliżonym stanie, pamiętają tyle samo, więc w sumie nad czym tu się zastanawiać? Chyba, że odezwą się z transplantologii.
2 komentarze
Gajos
Dodał bym jeszcze Etap 7. Przełamanie lodów. Po siedmiu dniach od “imprezy” decydujemy się na powrót na miejsce przestępstwa (lokal, w którym balowaliśmy) celem dokonania wizji lokalnej. Po pierwszych dzisięciu minutach stwierdzamy z ulgą, że może nie był tak najgorzej (barmanka obsuguje nas tak samo, jak i innych kilentów a na podłodze brak jest śladów obrysu kontur zwłok). Po kolejnych trzydziestu minutach nabieramy przekonania, iż to tylo wyimaginowana wyobraźnia płatała nam figle. Kiedy, już sidzimy sobie w pełni wyluzowani, w ciągu kolejnych dziesięciu minut podchdzi do nas (w kilku minutowych odstępach) czterech zupełnie obcych gości celm przybicia z nami “piątki”, “żółwika” tudzież “misia”. Wspomnienie – bezcenne
Ewok
Nie uwzględniłam tego etapu,gdyż osobiście go nie doświadczyłam, ale wierzę na słowo