Miejsca

Dajcie tu jakiś człowieków, bo nuda

Jesienne podglądanie zwierząt ma tę wyższość nad wiosennym czy letnim, że odbywa się znacznie bardziej kameralnie. Dzięki temu można liczyć na miłe przyjęcie. No może faktycznie żubr z rysiem nie wywieszają powitalnych transparentów, ale przynajmniej nie siedzą obrażone boko-tyłem, a to już jest coś.

Kolejność wybiegów w Parku Pokazowym w Białowieży znam ofkors na pamięć. Czasem obsługa miesza coś z żubrami, ale to też odbywa się w przewidywalnym zakresie. Zwiedzanie zaczyna się od wybiegu rysia, z reguły pustego. Ryś nie jest zbyt towarzyski, gdyż, jak wszystkie kotowate, zajęty jest upajaniem się własną zajebistością.  A w weekend dziadowy – szok i niedowierzanie! Ryś wystąpił przed publicznością. Pozował na pniu, buzia w ciup, łapki w małdrzyk. Staliśmy przy nim na tyle długo, by stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że jest żywy. Co oznacza, że obsługa nie zdecydowała się jednak na podrzucenie wypchanego celem uniknięcia raz na zawsze pretensji rozżalonych turystów.

 

Zaraz po rysiu są wilki. Też z reguły deklaratywnie. Wilka w Białowieży widziałam dotąd raz jeden 8 lat temu, wyłącznie dzięki temu, że zwiedzaliśmy wtedy bryczką, a woźnica miał jabłka. Okazuje się, że wilki to są psy na jabłka i potrafią przybiec po nie z drugiego końca wybiegu. Wtedy faktycznie przybiegły. I na tym sukcesy się skończyły na 8 długich lat. Tym razem wilk dał się podejść metodą na czerwonego kapturka. Przed nami szła rodzina z dziewczynką w czerwonej kurteczce. Zwierzęta wprost oczu nie mogły od niej oderwać. Wilk był tak zafascynowany, że biegał w tę i z powrotem wzdłuż ogrodzenia i widać było, że dałby się pokroić za możliwość wyrwania się na sekundę zza siatki. Kiedy rodzice, tknięci złym przeczuciem, zabrali czerwonego kapturka sprzed wybiegu, wilk nadal stał odprowadzając go tęsknym wzrokiem:

Listopad 04

Jeleń okazał się tak towarzyski, że porzucił paśnik i pofatygował się osobiście  do siatki w celu sprawdzenia, co przynieśliśmy. No bo tak z pustymi rękami na wizytę – wiadomo, gafa. Na szczęście ten nietakt da się łatwo naprawić. Reguła obowiązuje taka, że wszystko, co rośnie za siatką, jest z definicji fajniejsze, lepsze i smaczniejsze niż to, co  w obrębie ogrodzenia, chociaż rośnie tam dokładnie to samo. W końcu Białowieża to nie dżungla amazońska i florę ma ograniczoną. Jeleń dosłownie oszalał na punkcie zielska, które miał wprawdzie pod własnymi racicami, ale wolał dostać z ręki. Zresztą z tak ekstrawaganckim nakryciem głowy to niechęci do schylania się ciężko się dziwić

Listopad 05

I na koniec sarenka:

Listopad 02

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *