Osobiście staram się nie obchodzić Dziadów w wyznaczonym państwowo terminie. Ku rozpaczy Teściowej miewamy ze starym inne pomysły na zagospodarowanie tego dnia. Nieszczególnie pociąga mnie perspektywa spędzenia kilku godzin w tłumie, który w okresie cmentarnego szczytu bywa bardziej agresywny niż refleksyjny i ciągle pamiętam, jak w przepychankach do bramy straciłam kaptur od kurtki. W związku z tym wolę odwiedzać zmarłych kilka dni wcześniej lub później, nawet jak nie mam kaptura. Nie wiem, czy to wierność tradycji, czy raczej wspomnienia z odległych czasów, gdy jesienią szło się na cmentarz na kasztany, w każdym razie coś mnie tam ciągnie o tej porze roku. No bo co tu kryć, Powązki mają swój urok.
O tym, że może być to urok zdradliwy, przekonali się parę lat temu twórcy słynnej sesji cmentarnej z udziałem jednej z piosenkarek, której nazwiska miłosiernie nie wymienię. W powłóczystych kreacjach pokładała się na grobach, rozpaczając po ojcu, który zmarł kilka lat wcześniej i został pochowany zupełnie gdzie indziej. Sesja wyszła pięknie, ale show biznes nigdy nie wybaczył.
Co dowodzi, że cmentarze i wszystko, co wiąże się z Zaduszkami jest w naszym kraju traktowane śmiertelnie – nomen omen – poważnie i wszystkie media trąbią o czasie zadumy. No, to jest trochę, przepraszam uprzejmie, śmiech na sali. W świetle internetowej pyskówki po śmierci Tadeusza Mazowieckiego, powszechnie chwalona skłonność Polaków do zadumy nad tajemnicą życia i śmierci, zyskała właśnie drugie, żenujące dno. Dlatego stukrotnie bardziej wole pochylić się nad walorami estetycznymi jesiennych Powązek, bo to przynajmniej jest temat bezpieczny.
Przed laty, gdy okoliczne osiedla były zbieraniną bloków wybudowanych na piachu, Powązki były jedynym obszarem zieleni na przestrzeni kilku kilometrów. Więc chodziło się tam na spacer. Radości było mnóstwo, bo krypty nie były wówczas jeszcze pozamykane na łańcuchy i kłódki, co stwarzało nieograniczone możliwości przy zabawie w chowanego, a jesienią Powązki oferowały najpiękniejsze i najtłustsze kasztany w całej Warszawie. Ciężko się było oprzeć.
Z biegiem lat coraz bardziej doceniam miejsca, które wyglądają dokładnie tak samo, jak zapamiętałam je z dzieciństwa. Wokół Starych Powązek wyrosły nowe osiedla, kolejne właśnie się budują, powstała Arkadia i kompleks gastronomiczno – imprezowy na Burakowskiej. Sam cmentarz na szczęście się nie zmienił, z wyjątkiem kłódek, łańcuchów i rygli. Kiedy świeci słońce, Powązki wyglądają zjawiskowo. Dzisiaj niestety nie świeciło, ale też, uważam, było na co popatrzeć.
Inskrypcje na mijanych po stałej trasie nagrobkach znam na pamięć, bo kiedyś uczyłam się na nich czytać. Na starszych grobach widnieje informacja o przeżytych latach. Ktoś zmarł przeżywszy lat 48, ktoś inny zasnął w Bogu w wieku lat 53. Znaczy, myślę sobie, na dzisiejsze to wychodzi 14 lat przed emeryturą.