No i się kończą niestety. W tym roku niby nie mam powodów do narzekania, bo wrąbałam tyle tych truskawek, że mogłabym parafrazować Brzechwę, z tym że on pisał o jabłkach.
“Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami. Duszone są jabłka, pieczone są jabłka i z jabłek szarlotka, i placek, i babka”. No więc u mnie tak było z truskawkami. Ominęłam wprawdzie knedle, za to dwukrotnie popełniłam truskawkowe muffiny.
Truskawki w tym roku były trudne. Ze względu na przedłużoną zimę, trzeba się było ratować importem z Cypru, a to jednak nie to. A potem, jak przygrzało no to był właściwie moment. Osobiście oceniam udany okres truskawkowy na jakieś półtora, góra 2 tygodnie. To oczywiście truskawkożercy nie wystarcza, więc trzeba się ratować przetwórstwem. Lubianka, którą kupiłam w piątek, była już w takim stanie, że do tradycyjnej konsumpcji odsiałam tylko dwie porcje. Reszta poszła na przemiał. Konkretnie na zupę truskawkową.
Tak zwana zupa owocowa była moją zmorą stołówkową. U nas w podstawówce, gdzie bywałam na obiadach w dwóch pierwszych klasach, była serwowana w postaci kompotu z makaronem. Ponieważ była produkowana nie ze świeżych owoców, lecz z mieszkanki kompotowej Hortexu, oprócz truskawek zawierała także wiśnie i czereśnie. Do konsumpcji trafiały niestety głównie pestki, gdyż popularną zabawą było wyżeranie czereśni i wypluwanie pestek z powrotem do wazy. Zupy owocowej nie zjadłam więc w stołówce ani razu, aczkolwiek przyznaję, że kiedyś zdarzyło mi się zamieszać w niej łyżką. Ponieważ od razu wypłynęły wyplute pestki, nie waham się wyznać, że to doświadczenie zmieniło moje życie, zwłaszcza w zakresie zaufania do socjalistycznych placówek zbiorowego żywienia. To i akcja “szklanka mleka dla ucznia”.
Z tego ponurego rankingu wyłączam rzecz jasna bary mleczne. To zupełnie inna liga. No ale wiadomo, że w biznesie gastronomicznym dużą rolę odgrywają realne pieniądze. Płacąc 4,50 za leniwe to już naprawdę można mieć wymagania.
Ale zboczyłam z tematu. Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z zupą owocową z prawdziwego zdarzenia, ale kiedy to się stało, zostałam zdeklarowaną fanką.
Przepis jest prosty i opiera się głównie na proporcjach. Owoców musi być dużo, co najmniej połowa kubatury garnka. Jeśli jest możliwość, radzę dorzucić także maliny, trochę podrasują smak. Zalać wodą. Do tego kilka goździków, trochę cukru i laska cynamonu. Wprawdzie puryści twierdzą, że cynamon koreluje się głównie z jabłkami, jednak jestem zdania, że eksperymenty nigdy nie zaszkodzą. Doprowadzić do zagotowania, potrzymać jeszcze chwilę na małym ogniu, tylko z uważaniem, coby nie wykipiało, zwłaszcza jeśli posługujemy się płytą grzewczą. Jeśli wykipi, nieszczęścia tyż nie ma, tyle że trzeba będzie zastosować mleczko Cif do domycia (położyć na plamę, odczekać i zmyć bez szorowania). Przestudzoną zupę miksujemy na gładką masę, Dodajemy śmietanę. Można jogurt naturalny, ale smak będzie inny, moim zdaniem mniej aksamitny.
Zupę przechowujemy w lodówce, podajemy na zimno z makaronem typu krajanka babuni.
W tle, jak Państwo widzą, znajduje się garnek ze szparagami. Szparagi to drugi przebój sezonu, równoczesny z truskawkami. Szparagi mają to do siebie, że trzeba je gotować dwupoziomowo (oraz to, że wiele osób po zjedzeniu pierwszej w życiu porcji odczuwa przemożną potrzebę oddania próbki moczu do gruntownej analizy, celem weryfikacji, czy czas już pisać testament). Lodygi mają się gotować na stojaco w wodzie, zaś główki tylko na parze. Istnieją specjalne garnki do gotowania szparagów, np. taki:
Ponieważ dysponuję ograniczoną ilością miejsca w kuchni i muszę je rozdzielać rozsądnie, dla garnka na szparagi bez vip-owskiej przepustki, z przewidywanym zastosowaniem zaledwie przez miesiąc w roku, przytulisko w szafkach się nie znalazło.
Na szczęście człowiek się naoglądał za młodych lat Pomysłowego Dobromira i Adama Słodowego i wie, jak się zachować w sytuacjach, gdy specjalistycznego sprzętu braknie pod ręką. Szparagi należy umyć, usuwając zdrewniałe końcówki , związać szpagatem (ewentualnie spiąć gumką) i postawić w garnku w osoloną wodą. Główki oczywiście wystają, standardowa pokrywka nie daje rady i tu może pojawić się zwątpienie. Zupełnie niesłusznie, gdyż sprawa jest do rozwiązania. Mój garnek na szparagi prezentuje się następująco:
Wykorzystałam miskę od plastikowego pojemnika z Ikei. Szparagi gotują się jak ta lala.
Jeden komentarz
czekolada72
Ojojoj jak mawia moje Dziecko 🙂
Udany sezon, to taki, gdy spozywam truskawki na sniadanie, obiad i kolacje, lub gdy przesiedze tydzien-dwa wsrod truskawkowego pola. Niestety! W tym roku sezon byl wyjatkowo nieudany 🙁 Owszem, okolo miesiaca , no moze 3 tygodni truskawek z jury za bajonskie sumy, wiec najesc sie tym nie dalo, o przejedzeniu to juz w ogole mowy nie ma. Sezon u kuzynki tez wylenialy – ok 2 tygodni, i to wtedy, kiedy za zadne skarby byc tam nie moglam. Zostaly przetwory – mrozonki w calosci i mixy oraz kompoty. A zupa owocowa – coz – u moich stolownikow nie przejdzie…. Zreszta nie bede ukrywac – Twoj przepis Ewoku na zupe truskawkowa jakis taki….. hmmmm To juz wolimy to wszystko na surowo, bez gotowania, z makaronem typu swiderki lub rurki :))