Miejsca

Bliskie spotkania

Upał w mieście to według mnie żadna przyjemność. Rozgrzane mury oddają nagromadzone ciepło, jakby to Bógwiejakie dobro było, stopy powiększają się do hobbitowych rozmiarów, tyle, że sierści na nich jakby mniej, a filtr mineralny maże się i rozpływa. W sumie nic przyjemnego. Jak się jeszcze do tego złapie zapalenie gardła to już w ogóle z lata w mieście robi się czyściec, który trzeba jakoś z godnością przeżyć w nadziei na urlop.

Zeby się jakoś poratować w tej ciężkiej sytuacji, zaczęłam przeglądać zdjęcia z poprzednich urlopów, licząc na to, że ułatwią mi doczekanie tegorocznego. Skumulowany przegląd hurtowej ilości uświadomił mi, że, no co tu kryć, jestem pies na zwierzaki. Jak już jakiegoś dorwę to zasadniczo nie puszczam i gotowa jestem zagłaskać  i zacałować na śmierć, co przeważnie kończy się interwencją obsługi, która przemocą wyrywa mi zrezygnowanego zwierzaka i wydziela mu dodatkowe porcje smakołyków, żeby jakoś doszedł do siebie po tej traumie.

Sierociniec dla słoni na Sri Lance. Tu interwencja obsługi nastąpiła wcześniej niż zwykle, gdyż mały słoń tylko wyglądał okazji, żeby mi czmyhnąć pod brzuch swojej przybranej mamy. Ona też nie sprawiała wrażenia zachwyconej faktem, że jakaś wariatka zagłaskuje jej dziecko, a wkurzony słoń to naprawdę duża sprawa.

Z delfinami szło się dogadać. Mają wyjątkową cierpliwość do ludzi. Podejrzewam, że
Douglas Adams miał rację i  rzeczywiście patrzą na nas jak na istoty pośledniego gatunku, a kiedy zdecydują się wrócić na swoją planetę, zostawią nam wiadomość “Cześć. I dzięki za ryby”

W świątyni tygrysów w Tajlandii małe nie miały nic przeciwko turystom, póki dawali żarcie. Jak się butelka skończyła, pokazały, co o nas wszystkich myślą. Mamy coś do zaoferowania? Ale tak konkretnie, bez ściemy. Nie mamy? No to wynocha, teraz to się będzie spało. No bo co ma się robić, jak brzuszek pełny? A dajcie nam wszyscy święty spokój!

Z małpami była w ogóle inna rozmowa. Wychowana na Pippi Langstrumf od dziecka marzyłam o własnej małpce, przekonana, że każda z nich jest takim uroczym Panem Nilssonem. Otóż nie. Nie jest. Oprócz ludzi nie zdarzyło mi się poznać równie interesownych i złośliwych stworzeń jak małpy. Zachowują się jak bandzior w ciemnej uliczce – dawaj co masz, a jak nie, to będzie uszczerbek na ciele. Zwykle czają się gangami w okolicach świątyń, gdzie łatwiej o naiwniaków. Ja dałam co miałam, ale i tak uszczerbek był.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *