Trzydzieści lat temu nad Bałtykiem obowiązywała ścisła etykieta w dziedzinie zawierania znajomości. Nie wiem jak teraz, bo bachory wyposażone w psp, mp3, iphony, ipady i cały ten elektroniczny kram, nie są złaknione towarzystwa, z którym można by na plaży pograć w podrzucanie kamyków. W każdym razie nie w takim stopniu jak my kiedyś. Pierwszym stopniem zawierania znajomości było pytanie o imię. Drugim – skąd jesteś. Trzecim – czy znasz Pawła, bo też mieszka w Warszawie (Krakowie, Poznaniu czy innej tego typu kameralnej miejscowości). To w zasadzie, nawet jeśli nie znamy Pawła, w zupełności wystarczyło by zapoczątkować piękną przyjaźń do grobowej deski, a konkretnie do końca turnusu. Dorośliśmy, z…
-
-
Stąd do wieczności
Myślałam, że skończy się na jednej krótkiej wzmiance na facebooku, ale jednak nie. Okazało się, że moja zgnilizna moralna jest obarczona pewną, niewielką wprawdzie, ale istniejącą, iskrą refleksji. Powiem Wam – to nie ułatwia życia. Odkąd przekonwertowałam się z katolicyzmu na materializm, myślałam, że to już poza mną. Niestety te zaszłości ciągle wyłażą. Mam na myśli wczorajszą elektryzującą informację, że Kościoły katolicki i prawosławny doszły do wniosku, że z ludźmi jest coś stanowczo nie wporzo i błądzą. Zabrnęli już na skraj pustki moralnej i oczadzeni oparami ziejącej otchłani, zaczęli mieć tak gorszące pomysły jak np. że człowiek jest kowalem własnego losu albo że lepiej jest mieć niż nie mieć, a…