Niedawno podczas rozmowy na towarzyskim forum internetowym padło to właśnie tytułowe stwierdzenie. W kontekście – nie warto katować się w imię diety. Pomyślałam sobie – a właściwie czemu nie? Pod jakim mianowicie względem katowanie się w imię diety jest gorsze od katowania się pracą zawodową w imię mglistej podwyżki? Albo katowania się pracą na działce/ w ogródku w imię najpiękniejszego skalniaka w sąsiedztwie, kosztem jęczącego kręgosłupa i wypadającego dysku? Czy na ten przykład katowania się „Cmentarzem w Pradze” w imię nie wiem nawet czego – mody? obycia? Albo spędzenia połowy dnia na zakupach i większości weekendu w kuchni po to, by znęcać się nad rodziną pięciodaniowym obiadem, którego jak nie…