Tak z ręką na sercu, niechętnie o tym piszę. To nawet nie kwestia tematu, tylko luty daje mi w kość. Jak co roku, więc w sumie nie powinnam się dziwić. Najkrótszy miesiąc, a taki wredny. No ale trochę niezręcznie się przyznać, że jedyne, na co mnie aktualnie stać, to pozbawione głębszej refleksji wgapianie się w transmisje z Soczi. Dzięki temu orientuję się, że w polskim sporcie niezbyt wiele się zmieniło. Nadal zajmujemy bardzo dobre 39-te miejsca. Na 40 startujących. Dobra, do rzeczy. Współczesny postanowił olśnić widzów polską prapremierą sztuki białoruskiego dramaturga młodego pokolenia pt Saszka. Wyszło mniej więcej jak w dzisiejszym sprincie. Na stronie internetowej teatr zachwala spektakl jako „ najbardziej…
-
-
Wenus w futrze
Z nowym filmem Polańskiego kłopot jest ten sam co z Rzezią. Czyli nie jest filmem. Na pozór, wydaje się, nie wykorzystuje nawet możliwości, jakie daje sfilmowanie sztuki. Rzadko który reżyser potrafi opanować chęć sięgnięcia po pozateatralne środki wyrazu, dodania jakiś z dupy wziętych scen, paru zbędnych plenerów, na takiej zasadzie, jak, przepraszam za analogię, pies liże się po kroczu i koniec końców ze świetnego Cudu na Greenpoincie robi się gniot pt. Szczęśliwego Nowego Jorku. Napisałam: pozornie i podtrzymuję. Polański nie wyprowadza swoich bohaterów na zewnątrz, nie dodaje żadnych efektów specjalnych, a oświetlenie, kostiumy i dekoracje zmieniane są ręcznie, tak jak się dzieje w teatrze. Więc po co w ogóle robić z…