Na antenie misyjnej telewizji zadebiutował właśnie nowy serial, o którym zachwycone, może odrobinę na wyrost, tabloidy, pisały, że będzie on długo wyczekiwaną polską wersją Seksu w wielkim mieście. Przymiarek było kilka. No ale Przyjaciółki ugrzęzły w polskiej rzeczywistości, zaś Klub Szalonych Dziewic okazał się tak nowatorski, że nikt nie miał odwagi oglądać. Kolejnym podejściem jest O mnie się nie martw. Rzeczywiście do złudzenia przypomina amerykańską produkcję, tyle że bohaterką nie jest szczęśliwa singielka tylko matka dwójki dzieci, która zamiast obszernej garderoby ma za kotarką swój kącik w mieszkaniu, nadal dzielonym z byłym mężem. Ten zaś zamiast kwiatami obdarowuje ją niemieckimi proszkami do prania. Jest też mnóstwo o seksie, tylko…
-
-
Co oglądasz?
Trzydzieści lat temu nad Bałtykiem obowiązywała ścisła etykieta w dziedzinie zawierania znajomości. Nie wiem jak teraz, bo bachory wyposażone w psp, mp3, iphony, ipady i cały ten elektroniczny kram, nie są złaknione towarzystwa, z którym można by na plaży pograć w podrzucanie kamyków. W każdym razie nie w takim stopniu jak my kiedyś. Pierwszym stopniem zawierania znajomości było pytanie o imię. Drugim – skąd jesteś. Trzecim – czy znasz Pawła, bo też mieszka w Warszawie (Krakowie, Poznaniu czy innej tego typu kameralnej miejscowości). To w zasadzie, nawet jeśli nie znamy Pawła, w zupełności wystarczyło by zapoczątkować piękną przyjaźń do grobowej deski, a konkretnie do końca turnusu. Dorośliśmy, z…