Każdy człowiek miewa czasem pomysły, które ciężko mu uzasadnić. Ja na przykład pasjami oglądam filmy, kompletnie nie do mnie adresowane. Inna sprawa, że czasem nie ma innego wyjścia. Lubię chodzić do kina, niestety okazuje się, że, po odsianiu zgwałconych zakonnic, mało co zostaje do wyboru. W podobnych warunkach, czyli trochę przez przypadek, chociaż nie zawsze chodzi o zakonnice, obejrzałam wszystkie części Igrzysk śmierci, Więźnia labiryntu, Dawcę pamięci, serię Niezgodna i parę innych, o czym dalej. Nie mam nic przeciwko dystopii, zastanawiam się tylko, dlaczego nie dają tego w wersji dla publiczności policealnej. Drzewiej, nawet całkiem niedawno, bywały przecież takie filmy: Aeon Flux, Equilibrium, Wyścig z czasem, Elizjum, nie wspominając o…
-
-
Nolan potrafi, ale nie tym razem
Produkcje sci-fi oglądam z zasady. Tak mi się zrobiło po Kosmosie 1999 i zostało. Przypuszczam, że na zawsze. Na Interstellar czekałam w nerwach, no bo skoro Christopher Nolan obiecał, że będą nie tylko trzy wymiary, ani nawet cztery, tylko od razu pięć, to ciężko było powściągnąć emocje. Film wprawdzie został nakręcony tylko w dwóch, ale miał pokazać pięć. Ciekawa byłam, jak to wyjdzie, bo zabawy z czasem nigdy się udają, a co dopiero mówić o wskakiwaniu jeszcze o oczko wyżej. Jak wyszło? No właśnie… Zaczyna się od scen, rozgrywających się na podupadłej Ziemi, mocno już zdegenerowanej i zasadniczo dającej do zrozumienia, że dość już tej rabunkowej eksploatacji. Ludzie wprawdzie rozumieją…