Jak nie omieszkałam się pochwalić, pod koniec czerwca miałam okazję obcowania z kulturą wysoką. Teatrem znaczy. Od tamtej pory złożona publicznie obietnica recenzji sztuki wisi nade mną jak miecz Damoklesa i wywołuje silne poczucie nieodrobionych lekcji. I w sumie pora nie jest wcale dogodna, bo wakacje, więc kto myśli o lekcjach, zwłaszcza nieodrobionych? Ale “niejaki Stroncyłow” ciągle za mną łazi i domaga się uwagi. Chociaż zupełnie nie od tej strony, którą zakładałam. W sztuce Wiktora Szenderowicza “Ludzie i anioły” fabułę rozgrywają dwie postacie: Paszkin Iwan, z zawodu człowiek oraz niejaki Stroncyłow, który swoją przyszłość zawodową związał z niepewnym stanowiskiem anioła do spraw eksterminacji. Co tu kryć, robotę ma parszywą. Chodzi…
-
-
Chore klimaty
David Cronenberg w wywiadzie rzecze wyznał: „Jestem bezpieczny, ponieważ jestem szalony. Jestem stabilny ponieważ jestem wariatem. To dla mnie oczywiste.” Może to zbyt daleka interpretacja, ale dla mnie oczywiste jest, że emocjonalna otwartość na chore klimaty, załóżmy filmowe, jest wprost proporcjonalna do poziomu zadowolenia z życia. Nie zaryzykowałabym obejrzenia produkcji o szaleństwie, kazirodztwie czy kobiecie, będącej w ciąży z szatanem w sytuacji gdy coś mi leży na wątrobie. Nie sądzę, by oglądanie fikcyjnej patologii poprawiło mi humor. I w przeciwpołożną – im bardziej wporzo tym większą przyjemność sprawia mi zanurzenie się w chorych klimatach z bezpieczną refleksją, że ludzie to majo problemy. Zwłaszcza seksualne. Na pierwszy rzut oka film produkcji…