Przyznam, że serial zaczęłam oglądać z tęsknoty za Przyjaciółmi. Właściwie większość seriali komediowych, opowiadających o grupie bliskich znajomych, budujących wspólnie konstrukcję przypominającą zastępczą rodzinę, oglądam z tego właśnie powodu. Niektóre okazują się wielkim rozczarowaniem, jak np. How I Met You Mother, który wszelako miałby sens, gdyby został zamieniony w Barney Show, a producenci zadbaliby o to, by Neil Patrick Harris pojawiał się w każdej scenie (odpadłaby konieczność przewijania). Inne początkowo rokują świetnie (pierwsze dwa sezony Community i The Big Bang Theory), po czym staczają się tak, że przykro patrzeć. I właśnie kiedy już myślałam, że Cougar Town podzieli ich smutny los, niespodziewanie okazało się, że jednak podźwignął się z…
-
-
Bane
No dobrze, być może komiksy, fantasy i superbohaterowie nie należą do dziedziny, którą intuicyjnie zaliczamy do kręgu zainteresowań 40-letniej kobiety. Przyznaję, że było sporo czasu, żeby z tego wyrosnąć. Jak widać nie wszystkim się udało i w niektórych 40-tkach pozostało coś z małego chłopca, którym nigdy nie były. Z szybkiego przeglądu widowni w kinie wiem, że jest nas więcej. Przechodząc do meritum – jestem zdeklarowaną fanką geniuszy zła. Filmy z serii bondowskiej mam poukładane w pamięci nie według odtwórców roli agenta 007, ale według czarnych charakterów. Poza tym uwielbiam profesora Moriarty’ego, Jokera w obu kreacjach aktorskich, Hannibala Lectera, Dartha Vadera, Sarumana, Voldemorta i Freddy’ego Krugera. Pułkownik Hans Landa skradł…