Zeby była jasność – nie mam nic przeciwko zdzierstwu w dziedzinie pop-kultury. Rozumiem artystów i wytwórnie, odgrzewające po raz enty swoje największe przeboje po to, by je ponownie sprzedać w “złotych kolekcjach”, “the best of” czy “speszal ediszyns”, które są zupełnie takie same jak te nie-speszyl, tylko okładka bardziej świeci. Pojmuję finansową zasadność kręcenia sequeli, prequeli i rozbijania książek na części. Albo pomysłów typu – zróbmy to samo, co już było, tylko damy więcej gołych lasek i Leo di Caprio, wyjdzie gites. Każdy chce zarobić, co w obecnych czasach jest coraz trudniejsze, a póki są odbiorcy, chętni by zapłacić za wirtualną wycieczkę do innego świata i oderwanie się od przyziemnej…
-
-
Episodes
Zacznę od osobistego wyznania: nie potrafię patrzeć krytycznie na brytyjskie produkcje. Nikt, moi zdaniem, nie potrafi robić telewizji lepiej niż BBC. Tematyka w zasadzie nie ma znaczenia. Bez względu na to, czy jest to serial, program kulinarny, o sprzątaniu czy na temat wystroju wnętrz, wciągam się momentalnie i po upływie pięciu minut zaczynam obgryzać paznokcie z nerwów, czy ta rdza z kranu jednak zejdzie i czy bohaterom programu uda się, po wielu mrożących krew w żyłach perypetiach, dobrać zasłony do tapet. Jednym słowem, wszystko co wyprodukują Brytyjczycy z góry uważam za lepsze od wszystkiego, co wyprodukują Amerykanie (o polskiej telewizji nie wspomnę, bo już i tak mnie głowa boli). Nie…