Nominowane do Oscara w kategorii najlepszego filmu „Narodziny gwiazdy” są, o ile dobrze liczę, czwartą ekranizacją tej historii. Pierwsza pochodzi z 1937 roku, druga z 1954, trzecia z 1976, a czwarta z czasów #MeeToo. I to mnie właśnie zadziwia. Bo, o ile poprzednie wersje, będące w gruncie rzeczy odwieczną opowieścią o Pigmalionie i Galatei, czy, trzymając się bardziej popkultury, o Higginsie i Elizie, mogły i nadal mogą, biorąc pod uwagę czasy, kulturę i obyczaje, w jakich powstały, uznawane za urocze, to najnowsza wersja implikuje wiele niewygodnych pytań, na które ani reżyser, Bradley Cooper ani tytułowa gwiazda, Lady Gaga chyba nie za bardzo mieliby ochotę odpowiadać. No więc konkretnie, co my…
-
-
Filmy oscarowe ciąg dalszy
No więc wracając do Oscarów… A bo w ogóle, zapomniałam, to był taki myk: od początku roku realizuję pewien plan numerologiczny. Kolejne cyfry odpowiadają zobowiązaniom z różnych dziedzin życia: np. siódemka na bieżni, piątka na wadze, cztery przeczytane książki w miesiącu itd. Największy problem jest, oczywiście, z piątką na wadze, ale liczę, że kiedy zrealizuję pozostałe, to mi ta piątka wskoczy z automatu. Na razie, mimo postępującej realizacji na innych polach, ciągle nie wskakuje… Liczbę wpisów na blogu docelowo ustaliłam na trzy miesięcznie, chociaż nie przypuszczam, żeby moje życie oraz przemyślenia (zwłaszcza one) zasługiwały na aż tyle. No chyba, że będę strasznie pijana (co znacząco oddala wizję piątki), bo wtedy…