Z nowym filmem Polańskiego kłopot jest ten sam co z Rzezią. Czyli nie jest filmem. Na pozór, wydaje się, nie wykorzystuje nawet możliwości, jakie daje sfilmowanie sztuki. Rzadko który reżyser potrafi opanować chęć sięgnięcia po pozateatralne środki wyrazu, dodania jakiś z dupy wziętych scen, paru zbędnych plenerów, na takiej zasadzie, jak, przepraszam za analogię, pies liże się po kroczu i koniec końców ze świetnego Cudu na Greenpoincie robi się gniot pt. Szczęśliwego Nowego Jorku. Napisałam: pozornie i podtrzymuję. Polański nie wyprowadza swoich bohaterów na zewnątrz, nie dodaje żadnych efektów specjalnych, a oświetlenie, kostiumy i dekoracje zmieniane są ręcznie, tak jak się dzieje w teatrze. Więc po co w ogóle robić z…
-
-
Kobieta, która nie wierzy w ciastko
Kiedy ostatnio zdarzyło Wam się zasiąść w sali kinowej, wypełnionej do ostatniego fotela? Bo mi właśnie w zeszłym tygodniu. W środku tygodnia. W samo południe. Na filmie irańskiego reżysera. Asghar Farhadi zyskał oddane grono wielbicieli jako twórca siedzący okrakiem na dwóch kulturach, ergo dysponujący wrażliwością i warsztatem, pozwalającym w sposób przyswajalny opowiedzieć nam, jak ludzie żyją tam. Tam, czyli w tajemniczej kulturze islamu, gdzie relacje rodzinne i społeczne wymykają się naszej empatii. Trzy pokazane zachodniej publiczności filmy są w pewnym sensie odcinkowym obrazem życia samego Farhadiego. Jego bohaterowie chcą układać sobie życie z dowolnością oczywistą dla ich europejskich rówieśników, co w praktyce okazuje się trudne. Trzy irańskie rodziny w Co…