Murakamiego przepraszać nie będę, sam podpierdolił tytuł Carverowi. Tyle w kwestii zagajenia, teraz flaki. Otóż wiadomym mi jest, że istnieją osoby, które nie boją się latać, do samolotu wsiadają z radością w sercu i uśmiechem na twarzy, a niektórzy nawet twierdzą, że ich to relaksuje. Znam takie osoby, ale nie wierzę. Tu musi być jakiś grubszy szwindel. Nijak nie potrafię sobie wyobrazić, by perspektywa bycia zapakowanym do metalowej puszki wraz z tłumem innych ludzi, zawieszonej gdzieś w przestworzach, której, co dla mnie ma znaczenie podstawowe, nie da się opuścić w dowolnym momencie, może być uważane za frajdę, albo przynajmniej specjalnie nie przeszkadzać. Burzę się, gdy strach przed lataniem nazywany jest…