Zacznę od osobistego wyznania: nie potrafię patrzeć krytycznie na brytyjskie produkcje. Nikt, moi zdaniem, nie potrafi robić telewizji lepiej niż BBC. Tematyka w zasadzie nie ma znaczenia. Bez względu na to, czy jest to serial, program kulinarny, o sprzątaniu czy na temat wystroju wnętrz, wciągam się momentalnie i po upływie pięciu minut zaczynam obgryzać paznokcie z nerwów, czy ta rdza z kranu jednak zejdzie i czy bohaterom programu uda się, po wielu mrożących krew w żyłach perypetiach, dobrać zasłony do tapet. Jednym słowem, wszystko co wyprodukują Brytyjczycy z góry uważam za lepsze od wszystkiego, co wyprodukują Amerykanie (o polskiej telewizji nie wspomnę, bo już i tak mnie głowa boli). Nie…
-
-
Cougar Town powstaje
Przyznam, że serial zaczęłam oglądać z tęsknoty za Przyjaciółmi. Właściwie większość seriali komediowych, opowiadających o grupie bliskich znajomych, budujących wspólnie konstrukcję przypominającą zastępczą rodzinę, oglądam z tego właśnie powodu. Niektóre okazują się wielkim rozczarowaniem, jak np. How I Met You Mother, który wszelako miałby sens, gdyby został zamieniony w Barney Show, a producenci zadbaliby o to, by Neil Patrick Harris pojawiał się w każdej scenie (odpadłaby konieczność przewijania). Inne początkowo rokują świetnie (pierwsze dwa sezony Community i The Big Bang Theory), po czym staczają się tak, że przykro patrzeć. I właśnie kiedy już myślałam, że Cougar Town podzieli ich smutny los, niespodziewanie okazało się, że jednak podźwignął się z…