Upał w mieście to według mnie żadna przyjemność. Rozgrzane mury oddają nagromadzone ciepło, jakby to Bógwiejakie dobro było, stopy powiększają się do hobbitowych rozmiarów, tyle, że sierści na nich jakby mniej, a filtr mineralny maże się i rozpływa. W sumie nic przyjemnego. Jak się jeszcze do tego złapie zapalenie gardła to już w ogóle z lata w mieście robi się czyściec, który trzeba jakoś z godnością przeżyć w nadziei na urlop. Zeby się jakoś poratować w tej ciężkiej sytuacji, zaczęłam przeglądać zdjęcia z poprzednich urlopów, licząc na to, że ułatwią mi doczekanie tegorocznego. Skumulowany przegląd hurtowej ilości uświadomił mi, że, no co tu kryć, jestem pies na zwierzaki. Jak już…