Jak nie omieszkałam się pochwalić, pod koniec czerwca miałam okazję obcowania z kulturą wysoką. Teatrem znaczy. Od tamtej pory złożona publicznie obietnica recenzji sztuki wisi nade mną jak miecz Damoklesa i wywołuje silne poczucie nieodrobionych lekcji. I w sumie pora nie jest wcale dogodna, bo wakacje, więc kto myśli o lekcjach, zwłaszcza nieodrobionych? Ale “niejaki Stroncyłow” ciągle za mną łazi i domaga się uwagi. Chociaż zupełnie nie od tej strony, którą zakładałam. W sztuce Wiktora Szenderowicza “Ludzie i anioły” fabułę rozgrywają dwie postacie: Paszkin Iwan, z zawodu człowiek oraz niejaki Stroncyłow, który swoją przyszłość zawodową związał z niepewnym stanowiskiem anioła do spraw eksterminacji. Co tu kryć, robotę ma parszywą. Chodzi…