Lato zaczyna mi się w tym roku wcześniej (wiem, jestem szczęściarą), bo 30 kwietnia. Planowałam wykuwać postęp czasu na ścianie metodą więzienną, ale pomyślałam, że wtedy trzeba będzie robić remont i cały relaks szlag trafi. Nastawiłam więc sobie kalendarz w głowie i nie ma takiej pory ani takiego stanu nietrzeźwości, żebym zapytana znienacka, nie odpowiedziała precyzyjnie, ile jeszcze zostało. No więc za 17 dni będę tu: No może nie dokładnie w cienistej dolinie, ale w pobliżu. Odliczając dni do wyjazdu, zaczęłam rozważać zagadnienie względności czasu. Bo 17 dni to niby dużo. Ale zależy jak na to spojrzeć. Jeśli od tzw. dupy strony to jednak ciut przymało. Postanowiłam w związku…
-
-
Zapiski na serwetce ze stołówki cz. 3
Dzień czwarty Nie jest dobrze. Zaczynam przeczuwać istnienie mięśni, o które się dotąd nie podejrzewałam. Wszystkie je szczegółowo wypunktował pan Tadeusz podczas wieczornego masażu. Wymiana naszych opinii na ten temat była raczej zdawkowa i jednostronna. Ja co jakiś czas wydawałam naznakowane cierpieniem piski, na co Tadeusz wyrozumiale pytał: tutaj boli? Po czym przyciskał jeszcze mocniej. Myślę, że na jakiś czas straciłam czucie w ręce, na szczęście prawej, więc to chyba nie był jednak zawał serca. Koleżanka mnie wyśmiała. Jej masażysta wychodzi z założenia, że jeśli klient nie skacze pod sufit wrzeszcząc przeraźliwie, to znaczy, że coś poszło nie tak. Dzisiaj za namową pielęgniarki zrezygnowałam z drenażu na rzecz zabiegu o…