Mam tak samo jak ty, cytując klasyka, pełno w głowie zwierzęcych osobowości, które w mniejszym lub większym stopniu zainfekowały mnie na resztę życia. Szarik Janka, Chaber Janeczki i Pawełka, Czarka Irki, niedźwiedź pana Adamsa, tygrys Pi i najważniejsza ze wszystkich – małpka Pippi. Nie waham się przyznać, że Pan Nilsson wywarł na mnie ogromny wpływ , wręcz przypuszczam, że w ogólnym rozrachunku większy niż Kościuszko z Chopinem, chociaż w rozmowie z wyborcą PiS-u pewnie bym się tego wyparła. Tak czy inaczej, od wczesnego dzieciństwa ciągnie mnie do małp i, jak dotąd, nie zraziły mnie liczne niezbyt miłe doświadczenia. Z małpami kłopot jest taki, że są bardzo podobne do ludzi. Czyli…
-
-
Zawsze zaczyna się tak samo…
…a potem wrzask, krzyk, ucieczka – mówił Jeff Goldblum w “Parku Jurajskim”. Pomyślałam, że wartałoby było zmienić temat, żebym nie wyszła na jakąś szaloną kinowo – serialową maniaczkę (jestem nią, fakt, ale to nie znaczy, że muszę się z tym obnosić). Więc dziś będzie o inwentarzu żywym. Podobno niemal każdy amerykański nastolatek jest przygotowany na okoliczność przetrwania w przypadku ataku zombie, ale nie wie, jak się zachować np. w obliczu wkurwionego byka. Ja też nie wiem, bo podejrzewam, że sposób naświetlony przez Joannę Chmielewską w “Lesiu” (złapać za ogon i przekręcić) nie jest stuprocentowo sprawdzony. A że niespecjalnie odróżniam byka od krowy, zwłaszcza z daleka, na wszelki wypadek boję się…