Na początku był Robert Makłowicz, gotujący, jak zwykle plenerowo, na klimatycznym placyku w Funchal. Jakoś tak się składa, że większość moich i starego planów podróżniczych swoje korzenie ma w telewizji. Dla mnie to rodzaj odreagowania traumy po czasach, kiedy można było sobie tylko pooglądać piękne, dalekie kraje i to by było na tyle. Pamiętam z dzieciństwa foldery, pocztówki i zdjęcia przywiezione przez Babcię z Londynu. Godzinami je oglądałam. Ten Londyn taki piękny, królowa majestatyczna, Tower złowrogie, a Muzeum Figur Woskowych po prostu hipnotyzujące. Marzyłam, żeby tam pojechać, co wówczas było snem, nomen omen, ściętej głowy. Od tamtej pory zwiedziłam pół świata, ale do Lądka nigdy nie zawędrowałam. Nie wiem, jakoś…