Ponieważ ostatnio publikowałam wyłącznie teksty lajtowe, życiowe i przyziemne raczej, uznałam, że nadszedł czas na coś zaangażowanego. Poruszenie tematu, który jątrzy mi do trzewi i każe zastanawiać się nad przyszłością ludzkości. Nie wygląda ona ciekawie. W każdym razie wolałabym, żeby chociaż nie przypominała tak bardzo ponurych wizji Orwella. 4 miesiące temu pisałam o serialu House of Cards, pionierskim przedsięwzięciu Netflixa, które w niedalekiej perspektywie zrewolucjonizuje rynek seriali, a kto wie, może i produkcji dotąd zastrzeżonych dla kin i blurejów. Nakręcony za okrągłe 100 mln dolarów, naszpikowany gwiazdami serial jest zresztą rodzajem przedłużonego filmu, bo od razu rzucono cały pierwszy sezon. Różnica polega więc zasadniczo na tym, że nie ogląda się…