Twór ideologiczny, który aktualnie dominuje, trzeba przyznać dość agresywnie w polskim życiu publicznym, ciężko mi nazwać religią. Jest to raczej coś w rodzaju pierwotnego kultu płodności, w którym sumienie zostało sprowadzone do poglądów na temat prokreacji. Czy ktoś kradnie, oszukuje, zdradza, ma znaczenie drugorzędne, a bodaj żadne. Wyznacznikiem przynależności do kultu jest słuch, wyczulony na krzyk zarodków. Różnicę między katolicyzmem a katolstwem widzę głównie w tym, że katolicy wierzą w nauki Jezusa, który w Polsce znany jest obecnie jako kumpel prawicowego publicysty, a katole – w zapłodnioną macicę. Sytuacja jest sposobna jak nigdy. Wielu polskich katolików nie żyje lub jest na emeryturze. Pozostali, którzy nie chcą konwertować się na katolstwo,…