Z przyjemnością zauważam, że świętowanie narodowych zwycięstw budzi z czasem coraz mniejszy szok i niedowierzanie, chociaż akurat nie u filmowców. Filmów poświęconych Powstaniu Warszawskiemu tylko w tym roku weszło, o ile się nie mylę, trzy. Zaś w sprawie osiemnastej w rankingu bitew, które wpłynęły na losy świata, nadal jesteśmy skazani na dzieło Jerzego Hoffmana, które do historii kinematografii przejść powinno jako wojna o buty. Z filmu bowiem nie da się wywnioskować, gdzie przebiega linia frontu i kto kogo aktualnie leje, za to stałym elementem jest pozbawianie poległych obuwia lub dyskusje na ten temat. Na szczęście co roku pod Radzyminem odbywają się rekonstrukcje wydarzeń z sierpnia 1920 roku, które znacząco uzupełniają…
-
-
Gazpacho
To, wbrew pozorom nie będzie tekst kulinarny, lecz o muzyce. No to ja może zacznę od pieca. Pojęcie „progresywnego rocka” jest, jak dla mnie, równie użyteczne co „magiczny realizm”, czyli stworzone głównie po to, żeby się powietrze ruszało. Oczywiście pojmuję ciągoty do klasyfikacji wszystkiego, to chyba zresztą sięga czasów biblijnych, gdy Stwórca kazał nam ponadawać nazwy. Parę lat minęło, ale poczucie obowiązku widać zostało. Praktyczne zastosowanie nazwy rock progresywny upatruję jedynie w tym, że tak zdefiniowani muzycy mają pełne prawo, a nawet powinność prezentować się w klubie Progresja. No bo stylistycznie pełna zgodność, nie ma się do czego przyczepić. O norweskim zespole Gazpacho dowiedziałam się ze składanki, nagranej przez kolegę.…