Mam tak samo jak ty, cytując klasyka, pełno w głowie zwierzęcych osobowości, które w mniejszym lub większym stopniu zainfekowały mnie na resztę życia. Szarik Janka, Chaber Janeczki i Pawełka, Czarka Irki, niedźwiedź pana Adamsa, tygrys Pi i najważniejsza ze wszystkich – małpka Pippi. Nie waham się przyznać, że Pan Nilsson wywarł na mnie ogromny wpływ , wręcz przypuszczam, że w ogólnym rozrachunku większy niż Kościuszko z Chopinem, chociaż w rozmowie z wyborcą PiS-u pewnie bym się tego wyparła. Tak czy inaczej, od wczesnego dzieciństwa ciągnie mnie do małp i, jak dotąd, nie zraziły mnie liczne niezbyt miłe doświadczenia. Z małpami kłopot jest taki, że są bardzo podobne do ludzi. Czyli…
-
-
O czym myślę gdy myślę o lataniu
Murakamiego przepraszać nie będę, sam podpierdolił tytuł Carverowi. Tyle w kwestii zagajenia, teraz flaki. Otóż wiadomym mi jest, że istnieją osoby, które nie boją się latać, do samolotu wsiadają z radością w sercu i uśmiechem na twarzy, a niektórzy nawet twierdzą, że ich to relaksuje. Znam takie osoby, ale nie wierzę. Tu musi być jakiś grubszy szwindel. Nijak nie potrafię sobie wyobrazić, by perspektywa bycia zapakowanym do metalowej puszki wraz z tłumem innych ludzi, zawieszonej gdzieś w przestworzach, której, co dla mnie ma znaczenie podstawowe, nie da się opuścić w dowolnym momencie, może być uważane za frajdę, albo przynajmniej specjalnie nie przeszkadzać. Burzę się, gdy strach przed lataniem nazywany jest…