Przyznam, że mocno zastanawiałam się, czy ten wpis pasuje do kategorii Kultura. Jednak, jak już wspomniałam w wątku manikiurowym, lato wprawiło mnie w wyjątkowo frywolny nastrój, więc nawet więcej powiem – w czasie wakacji powinny być tylko takie filmy w TV. Nie pojmuję, dlaczego pojawił się ten jeden rodzynek, a przecież dzieł tego rodzaju jest znacznie więcej. Lata 80-te i 90-te hojnie obdarzyły kinematografię – mamy w końcu niezapomniany “Relikt”, “Anakondę” (no dobra, to faktycznie gdzieś niedawno leciało), “Cień”, “Top gun”, “Pamięć absolutną”, że nie wspomnę o absolutnym arcydziele czyli “Nagim instynkcie”. Niezaprzeczalną zaletą wymienionych filmów jest to, że zostały zrobione na poważnie, co znacznie potęguje efekt komiczny. Czemu dopiero…
-
-
Chore klimaty
David Cronenberg w wywiadzie rzecze wyznał: „Jestem bezpieczny, ponieważ jestem szalony. Jestem stabilny ponieważ jestem wariatem. To dla mnie oczywiste.” Może to zbyt daleka interpretacja, ale dla mnie oczywiste jest, że emocjonalna otwartość na chore klimaty, załóżmy filmowe, jest wprost proporcjonalna do poziomu zadowolenia z życia. Nie zaryzykowałabym obejrzenia produkcji o szaleństwie, kazirodztwie czy kobiecie, będącej w ciąży z szatanem w sytuacji gdy coś mi leży na wątrobie. Nie sądzę, by oglądanie fikcyjnej patologii poprawiło mi humor. I w przeciwpołożną – im bardziej wporzo tym większą przyjemność sprawia mi zanurzenie się w chorych klimatach z bezpieczną refleksją, że ludzie to majo problemy. Zwłaszcza seksualne. Na pierwszy rzut oka film produkcji…