Zeby była jasność – nie mam nic przeciwko zdzierstwu w dziedzinie pop-kultury. Rozumiem artystów i wytwórnie, odgrzewające po raz enty swoje największe przeboje po to, by je ponownie sprzedać w “złotych kolekcjach”, “the best of” czy “speszal ediszyns”, które są zupełnie takie same jak te nie-speszyl, tylko okładka bardziej świeci. Pojmuję finansową zasadność kręcenia sequeli, prequeli i rozbijania książek na części. Albo pomysłów typu – zróbmy to samo, co już było, tylko damy więcej gołych lasek i Leo di Caprio, wyjdzie gites. Każdy chce zarobić, co w obecnych czasach jest coraz trudniejsze, a póki są odbiorcy, chętni by zapłacić za wirtualną wycieczkę do innego świata i oderwanie się od przyziemnej…
-
-
Obejrzałam coś fajnego
I jest to takie fajne, że postanowiłam zrobić sobie przerwę od seksownych kociaków filmowych. Bo w tym, co w tytule, kociaka żadnego nie ma, wręcz przeciwnie, no ale brytyjskie produkcje słyną z propagowania alternatywnych wzorców urody. Moim ulubieńcem jest pan z lewej: Kris Marshall i Daisy Donovan w “Zgonie na pogrzebie” 2007 Ale w tym filmie, co go teraz mam na myśli, ale jeszcze nie ujawniam, gdyż trzymam suspense, akurat go nie ma. I bardzo dobrze, bo po “Kochanie, poznaj moich kumpli” powinien wczołgać się pod szafę i poczekać aż ludzie zapomną. Ale do rzeczy. Po obejrzeniu trailera tego filmu, co to jeszcze nie wiecie i mając w świeżej pamięci…