Muszę się oderwać na chwilę od klimatów nałęczowskich, gdyż uwagę zaprzątają mi dwa tragiczne zupełnie filmidła, które ostatnio, co gorsza na własne życzenie, przyswoiłam. Pierwszy chronologicznie nazywał się Bitwa Warszawska 1920. Nie pochodzi wprawdzie z tego sezonu, ale absolwentom szkół został udostępniony w te wakacje, konkretnie w rocznicę. Trochę więc czasu upłynęło, jednak ciągle nie mogę się podźwignąć z tych doznań artystyczno – historycznych. Ciężko określić, co się w tym filmie udało. No może Adam Ferency, ale on się w zasadzie zawsze broni. Najgorsze w sumie wydaje się mi się, jak na film edukacyjny, na który popędzono obowiązkowo większość szkół, że nie wnosi nic z wyjątkiem bałaganu. Jeśli się nie jest na…
-
-
Farsa kompletna
Ten gatunek da się albo kochać albo nienawidzić, stany pośrednie w zasadzie nie występują. Jako osoba obdarzona plebejskim gustem bez krztyny wyrafinowania, identyfikuję się naturalnie z twardym elektoratem. Biorąc pod uwagę malejącą podaż, podejrzewam, że zgodnie z zasadami marketingu, popyt także spada, co oznacza, że jest nas coraz mniej. Farsy zostały wyparte przez komedie, a zwłaszcza najgorszy z możliwych rodzaj, tzw. rom-com. Od rom-comów gorsze są chyba tylko horrory komediowe. Ale wracając do farsy: uczciwie mówiąc, spośród filmów nakręconych w ciągu minionej dekady przypominam sobie jedynie polską produkcję, zresztą bardzo dobrą w swoim gatunku pt. To nie tak jak myślisz, kotku. Uproszczając sprawę farsa różni się tym od komedii, że idzie…