W znienawidzonej przeze mnie Amelii (tak, też zauważyłam, że łączy mnie z tym filmem relacja sado – masochistyczna), postacie są charakteryzowane, głosem z offu, spisem rzeczy, które lubią. I których nie lubią, ale o to mniejsza. Moja lista w kategorii lubię prezentuje się następująco: ogródki warzywne, twórczość spod znaku płaszcza i szpady, muzeum zegarów, łyżwiarstwo figurowe, dworce, bary mleczne, operetka oraz festiwale letnie. Nie jest to, przyznaję, spis szczególnie wyrafinowany i nie sądzę, by w jakimkolwiek zakresie umożliwiał mi aspirowanie do elitarnego grona ludzi inteligentnych i obytych. No ale nie ma co płakać nad mlekiem, skoro się rozlało. Czynię to krępujące wyznanie z okazji sezonu festiwalowego, który właśnie trwa. Przy czym absolutnie…