Ze szczęściem są dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze ciężko je osiągnąć. Bo, powiedzmy sobie szczerze, ciągle coś: jeszcze tylko wyremontuję chałupę, zmienię nos/ figurę/ zęby/ wynik na bieżni, spłacę kredyt, jeszcze dziecko zda cośtam, a w kraju wreszcie będzie normalnie, ale ja się wtedy rozkręcę, że normalnie ojezu. Owszem, trzeba trochę poczekać, ale jak się to już wszystko zdarzy, to ja w tej wypindrzonej chałupie, chuda i bogata, z kondycją charta wyścigowego , z potomstwem, które cudem nie stoczyło się do rynsztoka, w szaleństwie liberalnej demokracji, oślepiając wybielonym uzębieniem, to ja już nic tylko usiądę i wreszcie będę szczęśliwa. I tak mijają lata i człowiek sobie uświadamia, że życie…