Dzień czwarty Nie jest dobrze. Zaczynam przeczuwać istnienie mięśni, o które się dotąd nie podejrzewałam. Wszystkie je szczegółowo wypunktował pan Tadeusz podczas wieczornego masażu. Wymiana naszych opinii na ten temat była raczej zdawkowa i jednostronna. Ja co jakiś czas wydawałam naznakowane cierpieniem piski, na co Tadeusz wyrozumiale pytał: tutaj boli? Po czym przyciskał jeszcze mocniej. Myślę, że na jakiś czas straciłam czucie w ręce, na szczęście prawej, więc to chyba nie był jednak zawał serca. Koleżanka mnie wyśmiała. Jej masażysta wychodzi z założenia, że jeśli klient nie skacze pod sufit wrzeszcząc przeraźliwie, to znaczy, że coś poszło nie tak. Dzisiaj za namową pielęgniarki zrezygnowałam z drenażu na rzecz zabiegu o…
-
-
Zapiski na serwetce ze stołówki cz. 1
Wróciłam właśnie z wczasów odchudzających. Nazwa, moim zdaniem, wprowadza w błąd, znacznie bardziej adekwatny byłby survival. Gremlin mnie wyśmiał. Mówi, że na obozie tenisowym miał to samo tylko bardziej plus czasu na sen tyle, co rekruci w Legii Cudzoziemskiej, no ale weźmy pod uwagę różnicę wieku. Przed wyjazdem ambitnie planowałam prowadzić dziennik, ale sprawdziło się powiedzenie, że niewiele warte są plany ludzi i myszy, gdyż przeważnie idą precz. Zycie brutalnie zweryfikowało moje zamierzenia i koniec końców podczas minionego tygodnia nie miałam czasu na żadne czynności poza tymi podtrzymującymi życie. Z rzadka tylko zdarzały mi się chwile zadumy nad kotletem warzywnym w stołówce, stąd tytuł. Ale do rzeczy: Dzień pierwszy…