Teoretycznie o gustach się nie dyskutuje. O gustach odzieżowych – tym bardziej. Podejrzewam jednak, że każdemu przychodzi na myśl przynajmniej jeden ciuch, którego nie założy, nawet gdyby nienoszenie go było karane grzywną. Oraz taki, bez którego po prostu życia nie ma. Pierwszym przypadkiem są dla mnie białe spodnie. Nie potrafię tego wyjaśnić inaczej niż traumą z przeszłości. Latem 1983 roku w Międzyzdrojach po deptaku przechadzały się wyłącznie białe spodnie. Tkaniny wówczas były dość lichawe, spodnie mocno prześwitywały na pupie, dzięki czemu poszerzyłam swoje horyzonty kolorystyczne oraz frazeologiczne, odkrywając, że „majtkowy róż” nie jest bynajmniej przypadkowym zlepkiem wyrazów. Zresztą czemu ograniczać się tylko do różu, niesłusznie pomijając mocny trend na barchany…