Lato zaczyna mi się w tym roku wcześniej (wiem, jestem szczęściarą), bo 30 kwietnia. Planowałam wykuwać postęp czasu na ścianie metodą więzienną, ale pomyślałam, że wtedy trzeba będzie robić remont i cały relaks szlag trafi. Nastawiłam więc sobie kalendarz w głowie i nie ma takiej pory ani takiego stanu nietrzeźwości, żebym zapytana znienacka, nie odpowiedziała precyzyjnie, ile jeszcze zostało. No więc za 17 dni będę tu: No może nie dokładnie w cienistej dolinie, ale w pobliżu. Odliczając dni do wyjazdu, zaczęłam rozważać zagadnienie względności czasu. Bo 17 dni to niby dużo. Ale zależy jak na to spojrzeć. Jeśli od tzw. dupy strony to jednak ciut przymało. Postanowiłam w związku…