Trzydzieści lat temu nad Bałtykiem obowiązywała ścisła etykieta w dziedzinie zawierania znajomości. Nie wiem jak teraz, bo bachory wyposażone w psp, mp3, iphony, ipady i cały ten elektroniczny kram, nie są złaknione towarzystwa, z którym można by na plaży pograć w podrzucanie kamyków. W każdym razie nie w takim stopniu jak my kiedyś. Pierwszym stopniem zawierania znajomości było pytanie o imię. Drugim – skąd jesteś. Trzecim – czy znasz Pawła, bo też mieszka w Warszawie (Krakowie, Poznaniu czy innej tego typu kameralnej miejscowości). To w zasadzie, nawet jeśli nie znamy Pawła, w zupełności wystarczyło by zapoczątkować piękną przyjaźń do grobowej deski, a konkretnie do końca turnusu. Dorośliśmy, z…