No i tak się porobiło, że przekształciłam się w totalny flak pod każdym względem. Co oznacza, że przyszła pora na sen zimowy. Do marca, z krótkimi przerwami okolicznościowymi, będę trwała w półhibernacji, budząc się co jakiś czas celem ponarzekania na pogodę, krótkie dnie i w ogóle dupny klimat. Nie przepadam za tą formą egzystencji. Na szczęście istnieje doraźny ratunek w postaci filmów kocykowych, którymi od czasu do czasu można sobie poprawić samopoczucie na zasadzie refleksji, że inni , niechby nawet fikcyjni, mają jeszcze bardziej chujowo. Nie jest to gatunek powszechnie przyjęty. Kocykowe filmy zaliczane bywają do tak odległych kategorii jak dramat psychologiczny, komedia obyczajowa, bądź też do modnego ostatnio…