Nominowane do Oscara w kategorii najlepszego filmu „Narodziny gwiazdy” są, o ile dobrze liczę, czwartą ekranizacją tej historii. Pierwsza pochodzi z 1937 roku, druga z 1954, trzecia z 1976, a czwarta z czasów #MeeToo. I to mnie właśnie zadziwia. Bo, o ile poprzednie wersje, będące w gruncie rzeczy odwieczną opowieścią o Pigmalionie i Galatei, czy, trzymając się bardziej popkultury, o Higginsie i Elizie, mogły i nadal mogą, biorąc pod uwagę czasy, kulturę i obyczaje, w jakich powstały, uznawane za urocze, to najnowsza wersja implikuje wiele niewygodnych pytań, na które ani reżyser, Bradley Cooper ani tytułowa gwiazda, Lady Gaga chyba nie za bardzo mieliby ochotę odpowiadać. No więc konkretnie, co my…
-
-
Jak uwodzić to księcia, jak kraść to miliony
Idzie ku lepszemu. Jeśli prawdą jest, że najlepszym wskaźnikiem ekonomicznym nie jest giełda lecz moda i film, powiało optymizmem. Miniony rok upłynął pod znakiem hedonizmu i radosnej konsumpcji. Kapiący bogactwem Gatsby, perwersyjnie ociekający złotem Wielki Liberace, hedonistyczny Wilk z Wall Street , kampowy Dallas Buyers Club i radośnie kanciarski American Hustle. Wszystkie te filmy łączy jeden przekaz: życie nie polega tylko na martwieniu się i umartwianiu, jak przez minioną dekadę uważaliśmy. Życie polega, między innymi, na życiu. Dla Davida O. Russella jest to wniosek raczej nowy. Zaledwie rok wcześniej nakręcił Poradnik pozytywnego myślenia, romantyczną historię Romeo i Julii, jadących na psychotropach, które pozwalają im przynajmniej udawać, że odnajdują się w trudnej, kryzysowej…