Dobra, bedzie tego autolansu, zajmijmy się dla odmiany problemami egzystencjalnymi, zwłaszcza, że kwestia jest paląca. I okolicznościowa, co gorsza. Idą święta. Znaczy do mnie przyszły w drugiej połowie października, wraz z mailem o alarmującym tytule: OSTATNIA SZANSA na świąteczny stół. Nie wykorzystałam szansy, więc mam stół jaki mam, czyli całkiem zwyczajny, a z przygotowaniami jestem w dupie. Mogę mieć pretensje tylko do siebie, w końcu zostałam ostrzeżona. Dotąd żyłam w błogiej wierze, że my tu w Polsce jesteśmy poniekąd kryci przez hucznie obchodzone Dziady i istnieje wszelako jakiś margines marketingowy, zastrzeżony dla producentów gadżetów nagrobnych, coby im te znicze ładnie poschodziły. Zgaduję, że coś się posypało w dżentelmens egrimencie, skoro…