Zawsze uważałam, że ubrać się latem to małe piwo przed śniadaniem. No bo cóż to za mecyje – wrzucić na grzbiet cokolwiek w miarę przewiewnego i po kłopocie. Mijające właśnie wakacje zweryfikowały moje optymistyczne założenie. Oczywiście można wzorować się na panach z budowy, paradujących od rana do wieczora z gołym torsem, ale to z kolei implikuje zaliczenie nas z automatu do aktywistek grupy Femen, a nie zawsze o to właśnie nam chodzi. Zresztą beztroskie prezentowanie gołych torsów w środku miasta, obojętnie, czy usprawiedliwione budową, polityką, czy też jakimiś innymi istotnymi względami, powinno moim zdaniem być ścigane z urzędu. Miasto to nie plaża miejska, a z doświadczenia wiem, że nic tak…