Dobra, wiem, że to już się robi nudne. Trudno, zaobserwowałam, że się z wiekiem radykalizuję. Patriotycznie w sensie. Mam znajomego, który od lat idzie w zaparte, że najładniej to jest w Polsce i po co jeździć gdzieś dalej, skoro tu wszystko jest. Przez te lata, kiedy on to mówił, ja wyjeżdżałam za granicę. W tym roku znajomy zachwyca się empirycznie Chorwacją, a ja Doliną Rospudy. Zaczynam się poważnie obawiać, że zamieniliśmy się osobowościami i skończę jako prenumeratorka “Sieci”. Pocieszam się jednak, że moja miłość do Augustowa pozostaje niezmienna od ponad 20 lat, więc to już chyba podpada pod cechę osobniczą, nie podlegającą fluktuacjom. Dolina Rospudy istniała sobie cichutko tuż koło Augustowa…
-
-
Kuchenne rewolucje cz. 2
Do augustowskiej restauracji Greek Zorbas trafiliśmy po raz pierwszy jakieś 15 lat temu. Był to wtedy mikroskopijny lokal, wyposażony w 2 plastikowe stoliki i takież krzesełka. Słynął głównie z pizzy z pieca, co było miłą odmianą w regionie, który pod koniec ubiegłego wieku oferował pizzę i zapiekanki z mikrofali, względnie hot dogi z mielonką (rzadkie paskudztwo, tak jak zresztą sam pomysł serwowania mielonki na ciepło). Każdego roku obserwowaliśmy, jak biznes się rozwija. Najpierw dostawiono dwa stoliki na zewnątrz, potem wymieniono plastik na drewno, a jeszcze potem powstała filia w Lomży. Słowem – interes kwitł, tylko właścicielka, pani Beata coraz bardziej skwaszona chodziła i jej nastawienie dość szybko zaczęło się udzielać…