Bitwę pod Wiedniem obejrzałam na szczególną prośbę kolegi, który zapewniał, że, jako fanka Bitwy Warszawskiej, będę zachwycona. Rzeczywiście nie ma się do czego przyczepić. Dzieło Mortinellego zostało przez aklamację uznane za kompletne dno. Zupełnie, moim zdaniem, niesłusznie. Jeśli ktoś skwasił, to tylko dystrybutor, bo niepotrzebnie wprowadził film do multipleksów. Gdyby od początku celował w kołka różańcowe i wiece radiomaryjne, miałby murowany hit. Dawno, dawno temu w przykościelnych salkach katechetycznych uprawiano multimedialną indoktrynację za pomocą przeźroczy, wyświetlanych projektorem. Pamiętam przepiękną i na wskroś wzruszającą opowieść o objawieniu w Lourdes, która wydała mi się tak urzekająca pod względem estetycznym, że wypożyczyłam slajdy od siostry Agnieszki i codziennie wyświetlałam w domu. Nie wiem, czy ktoś…